Prof. Waingertner z UŁ: O Odsieczy Wiedeńskiej przy kawie…

Szarża husarii Jana III Sobieskiego, która dokładnie 339 lat temu zmiotła 300-tysięczną turecką armię Kara Mustafy oblegającą Wiedeń, to ostatni w dziejach wielki triumf oręża polskiego, w dodatku decydujący wówczas o przyszłości Europy. W przypadającą 12 września rocznicę wiktorii wiedeńskiej wspominamy ją artykułem pióra prof. dr hab. Przemysława Waingertnera z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego. A nad pełną historycznych odniesień opowieścią naukowca unosi się nieziemski aromat kawy po wiedeńsku parzonej przez... polskiego szlachcica.

Obraz Chlebowskiego

Stanisław von Chlebowski „Sobieski w Wiedniu”, obraz ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie (Wikimedia Commons)

Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju/ W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju/Jest do robienia kawy osobna niewiasta/ Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta/ Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku/ I zna tajne sposoby gotowania trunku/ Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu/ Zapach moki i gęstość miodowego płynu. To oczywiście hymn pochwalny na cześć małej czarnej, który przemycił w polskiej epopei narodowej o przypadkach Tadeusza z Soplicowa mistrz Mickiewicz.  

Ale to chyba mało poważny wstęp do przypomnienia krwawej batalii, która zadecydowała przed blisko 350 laty o przyszłości Europy (choć tematycznie powiązany, o czym będzie jeszcze mowa). To może lepiej tak: wyobraźmy sobie krakowskie Błonia. Trybuny honorowe. Na nich prezydenta Polski Ignacego Mościckiego, Marszałka Józefa Piłsudskiego, polską generalicję, dostojników państwowych oraz zagranicznych dyplomatów. Wielką defiladę dwunastu pułków kawalerii pod sztandarami. Owacje zebranych.  

Tak w 1933 r. wyglądało w niepodległej Rzeczypospolitej świętowanie 250 rocznicy Odsieczy Wiedeńskiej - które, prawdę mówiąc, miało nie tyle uczcić pamięć wielkiego zwycięstwa wojsk dowodzonych przez króla Jana III Sobieskiego nad Turkami, ile zademonstrować siłę Rzeczypospolitej niemieckiej III Rzeszy i jej kanclerzowi Adolfowi Hitlerowi. Niezależnie jednak od pragmatycznych pobudek, kierujących Pierwszym Marszałkiem Polski, który zaordynował krakowską Wielką Rewię Kawalerii, jej pretekst był jak najbardziej godny upamiętnienia.  

Przypomnijmy zatem. W marcu 1683 r. blisko 300-tysięczna armia osmańska, dowodzona przez wielkiego wezyra Kara Mustafę, ruszyła przez Bałkany i Węgry na Wiedeń. W lipcu wokół cesarskiej stolicy Habsburgów zamknął się oblężniczy pierścień. Dziesięciokrotnie słabsze wojska austriacko-niemieckie pod wodzą księcia Karola Lotaryńskiego nie mogły skutecznie zagrozić najeźdźcy w polu, kontentując się jedynie zwycięskimi starciami z wspierającymi Turków Tatarami i powstańcami węgierskimi.  

Tymczasem przez dwa miesiące szturmów załoga Wiednia stopniała z 18 do niespełna 5 tysięcy żołnierzy, a wojska osmańskie zdobyły część bastionów obronnych, przygotowując się do zajęcia miasta. Na szczęście dla wiedeńczyków od końca sierpnia zdążała z odsieczą spod Krakowa 30-tysięczna armia Rzeczypospolitej Obojga Narodów (której główny atut stanowiły 24 ciężkie chorągwie husarskie), prowadzona osobiście przez Jana III Sobieskiego. Z początkiem września polski korpus połączył się nad Dunajem z wojskami Karola Lotaryńskiego.  

Dowództwo nad całością wojsk koalicyjnych objął Sobieski. On też opracował plan batalii. 12 września 1683 r. – dzień bitwy pod Wiedniem - miał się okazać ostatnim aktem tureckiej ekspansji w Europie i początkiem końca osmańskiego imperium. W trakcie starcia, podczas kiedy piechota austriacka i niemiecka w ciężkich walkach spychała Turków wzdłuż Dunaju pod Wiedeń, decydujące uderzenie ze wzgórza Kahlenberg na rdzeń sił Kara Mustafy wykonała kawaleria, w której zasadniczą siłę stanowiła polska jazda – przede wszystkim husaria. 

prof. WaingertnerProf. dr hab. Przemysław Waingertner z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego

Szarża, w której wzięło udział 20 tysięcy(!) jeźdźców zmiotła armię wielkiego wezyra –Tatarów, później konne oddziały tureckiej spahii, wreszcie elitarne jednostki janczarów. Straty tureckie wyniosły ponad 20 tysięcy zabitych i były pięciokrotnie wyższe od koalicyjnych. Zwycięstwo nad wojskami osmańskimi ocaliło Wiedeń i przyniosło zawiązanie przez europejskie państwa Ligi Świętej, której wojska miały odtąd wypierać Turków z granic Starego Kontynentu. 

No i jeszcze, aby wyjaśnić wątek kawy… Do sukcesu pod Wiedniem przyczynił się obok polskiego monarchy inna nasz rodak, kupiec Jan Kulczycki, który najpierw przekradł się z oblężonego Wiednia do wojsk idących z odsieczą, a następnie zaniósł do cesarskiej stolicy wieść o nadciągającej pomocy, krzepiąc w wiedeńczykach ducha walki. W nagrodę wiedeńska rada miejska ofiarowała mu 100 tysięcy dukatów i dom, a Jan III Sobieski… 300 worków kawy ze zdobytego tureckiego obozu.  

Dzięki temu darowi Kulczycki mógł otworzyć pierwszą w cesarskiej stolicy kawiarnię, co zapoczątkowało triumfalny marsz nowego napitku przez cała Europę, aż do Polski. Nie od rzeczy będzie wspomnieć, iż odważny Polak uzyskał też, jako „bohater Wiednia”, zwolnienie z podatków na 20 lat – rzec można po mistrzowsku realizując ideę zgodności interesu publicznego z prywatnym… 

Tekst: prof. dr hab. Przemysław Waingertner, Instytut Historii UŁ 

Zdjęcia: Bartosz Kałużny, Centrum Promocji UŁ; obraz Stanisława von Chlebowskiego „Sobieski w Wiedniu” ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie (Wikimedia Commons